niedziela, 28 lipca 2013

2.7. czy ty…




*Julka*
Obudziło mnie coś obślinionego i szorstkiego na policzku. Leniwie otworzyłam oczy i podniosłam się. No tak przecież uprowadziłam psa. Wstałam i rozprostowałam kości. Potem nasypałam cerberowi karmy i dałam wody. To dzisiaj. Dziś zobaczą mnie po raz pierwszy od śmierci. Będę walczyła razem z nimi. Przeciwko Zaynowi, czy to dziwne, że zaczyna boleć mnie brzuch? Czemu mnie boli brzuch, skoro my nigdy nie byliśmy razem? Byliśmy przyjaciółmi, ale jego zdrada boli. Czemu zostawił naszych przyjaciół, skoro tylko mnie nienawidzi? Nie będę się nim przejmować, bo dostanie nauczkę. Zaczęłam przecinać skórę lwa nemejskiego, a potem za pomocną mocy zmieniać skrawki w peleryny. Szybko skończyłam, dlatego ubrałam pelerynę ojca i przeniosłam się do Sawet, do naszego pokoju. Nie przewidziałam tego, ponieważ wszyscy siedzieli na łóżkach. Położyłam nakrycia na łóżku Destiny i chciałam odejść.
-Co to jest?- zapytał Harry. I co teraz przecież rozpoznają mnie po głosie. Chociaż może i nie? Złapałam prawą dłonią za policzek i zaczęłam sie zastanawiać nad odpowiedzią.
-Załóżcie to na wojnę- powoli miałam iść, ale znowu pytania.
-Kim jesteś?- otoczyli mnie, chociaż nie widzieli. Spojrzałam na autora tych słów, którym była Aga.
-Dowiesz się już niedługo. Bądźcie o 12.10 na Placu Świętego Piotra w Rzymie. Pomogę
-Zaczekaj, czy ty… - zawahał się Tomlinson- czy ty jesteś duchem?
-Nie
-A Julka? Co z nią?- dopytywała Dess.
-Po prostu tam bądźcie – zniknęłam. Dziwnie się czuję okłamując ich, ale dowiedzą się za kilka godzin. Teleportowałam się do swojego pokoju we Florencji. Z garderoby wyjęłam ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam na jeszcze wilgotne ciało czarną bieliznę. Na górę czarne szorty z ćwiekami, czerwoną bluzkę na ramiączkach oraz szarą kurtkę. klik. Na stopy założyłam buty. Pomalowałam oczy eyelinerem i tuszem, a usta szminką. Mimo, że jestem nieboszczykiem chce dobrze wyglądać. Martwym też chyba wolno? Przeczesałam dłońmi włosy i głęboko westchnęłam. Wróciłam do jaskini i zabrałam różdżkę Merlina, pas Hipolity, gwizdek oraz mojego zwierzaka. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 12.10 już czas. Przeniosłam się na miejsce bitwy.
*Agata*
Kim była ta zjawa? Nie widzieliśmy jej, ale słyszeliśmy. Nie potrafimy rozpoznać jej po głosie. Cały ranek, czyli od godziny odwiedzin tego… stwora? Nie, nie brzmiał jak stwór. Mara. Też nie dobre określenie. To może mara, która jest naszym sprzymierzeńcem? Tak, sądzę że to określenie jest o niebo leprze od stwora.
-A zastanawialiście się, co będzie jak przegramy?- zapytały w tym samym czasie aniołki, a później zachichotały. Często im się zdarza mówić w tym samym czasie.

-Kogo to obchodzi, jak wyrwą nam serca to i tak nie będziemy się tym martwić, bo będziemy martwi- wzruszył ramionami Harry. Popatrzyłam na Liama, który tępo się na mnie patrzył. ‘Będzie dobrze, przejdziemy przez to razem’ przesłał mi myśl. Ostatnio cały czas to powtarza. Zaczynam wierzyć, że on sam już w to nie wierzy. Potrzebujemy motywacji, a na razie jesteśmy bandą pesymistów, którzy mimo swoich niezwykłych umiejętności nie potrafią się zmobilizować i przystąpić to bitwy, która zadecyduje nie tylko o ich losach, ale także całego świata. Julka, albo i nawet Destiny by mogła nas zachęcić, tylko że Jula nie żyje, a Dess nie ma ochoty. Cały czas powtarza nam, że to nie ma sensu. ‘Po co próbować i się starać, skoro wiadomo, że od początku jesteśmy na straconej pozycji? To tak jakbyś pływała w basenie z rekinem i liczyła na łut szczęścia, że cie nie pożre, bo pojawi się inna ofiara. Tylko, że tej innej ofiary nie ma.’ To powiedziała nam wczoraj. Nagle po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk jakby dzwonienia budzika. Odruchowo spojrzeliśmy wszyscy na Louisa.
-O sorry- powiedział speszony wyłączając źródło hałasu- 12.10 idziemy- wstaliśmy i ubraliśmy się w peleryny przyniesione przez ‘Marę’.
-To jest skóra lwa nemejskiego- stwierdził mój chłopak. Popatrzeliśmy na niego dziwnie. Przecież nikt nie ma na tyle odwagi, aby zabić i oskórować tego lwa. No chyba, że Herkules. Złapaliśmy się za dłonie i teleportowaliśmy do Włoch.
-Jesteście…- stwierdziła Mara.
*Zayn*
Dziś bitwa, będą walczyć o losy świata. Właśnie ONI będą. Mówiąc oni mam na myśli Aresa, Nerona, Elijah’ a, Kacpra, Katherine, Susan i resztę armii sobowtóra Julii oraz Agata, Liam, Louis, Harry, Elena, Alison, Bonie, Niall, Caroline i armia światła. Heh nawet nie wiem po co im to. Wszyscy się pozabijają. Tak jak mówiła wyrocznia: ‘Nie wiedzę niczyjej przyszłości’. Wnioskuję, że ten świat będzie świecił pustkami. Nie będzie ludzi, zwierząt, roślin, magicznych istot. Nie będzie życia.

-Zayn chodź- leniwie wstałem z kanapy i teleportowałem się z Katherine oraz resztą na plac bitwy. Tamci już czekali. Spojrzałem na nich, a później na ich przeciwników. Nie będę walczył. Może jestem tchórzem, ale nie będę się w to bawił.
-Zayn, jeszcze możesz zmienić zdanie- powiedziała jakaś istota. Wywróciłem oczami i przeniosłem się do Sawet. Usiadłem na jakiejś skale położonej kilkanaście metrów nas ziemią i opadłem na plecy.
-Szkoda, że tak zajebisty świat będzie zniszczony- westchnąłem. Zamknąłem oczy i cieszyłem się resztą tego dnia zagłady. 
____________________________________
Hej postanowiłam dodać dzisiaj, wiem, że szybko, ale zmotywowaliście mnie komentarzami ;d postanowiłam potrzymać was jeszcze troche w niepewności ;p co myślicie o tym rozdziale? 

czwartek, 25 lipca 2013

zwiastun!!

no hejka miśki mam coś na deser a mianowicie zwiastun, który zrobiła Claudia z http://zwiastuno-mania.blogspot.com/. Jeszcze raz dzięki ;**

podoba wam sie? bo mi bardzo i jeszcze raz ci dziękuje ;**

2.6. Wariatka, która majaczy

Okay napisałam dziś nowy rozdział mam nadzieję, że wam sie spodoba. Dzięki za komentarze, które mnie zmotywowały. Pisałam go całą noc i mam nadzieje, że wam będzie odpowiadał. buźka miśki ;**
______________________________________

*Zayn*
Katherine wysłała mnie dziś do wyroczni, żeby dowiedzieć się jak będzie wyglądać przyszłość. Według zaleceń przyszłej królowej świata udałem się do wyroczni. Starsza baba z siwymi włosami, która swoje kościste palce miała położone na krawędzi stołu.
-Witaj młodzieńcze, spodziewałam się ciebie- no co ty nie powiesz? Nie spodziewałem się tego po wyroczni. Czy ona ma mnie za idiotę?
-Siema, przyszedłem w imieniu Katherine- postanowiłem nie wyrażać mojego zdania na temat, tego czy mnie oczekiwała czy nie. Mam to gdzieś. Moje życie nie ma sensu, a ja muszę mieć coś do roboty, bo z nudów umrę.
-Usiądź- wskazała na krzesło, które stało naprzeciwko niej. Wykonałem jej prośbę, a ona ujęła mnie za dłoń. Troche mnie to zdziwiło, bo chyba powiedziałem jej, że ma powiedzieć coś o przyszłości Katherine, a nie mojej. – dużo przeszedłeś. Byłeś, jesteś silnie związany z tą młodą dziewczyną z legendy- mówiła nie przestając patrzeć mi na rękę. – kochasz ją, tak samo mocno jak ona ciebie
-Nie kłam, ona się tylko mną bawiła. Nie kocham jej jest zwykłą…
-No dokończ- po pomieszczeniu rozległ się jej głos. Wyrocznia była zdziwiona, ale na mnie nie robiło to zbytniego wrażenia- powiedz to!- wrzasnęła na całe gardło.- kurwa powiedz, powiedz, że według ciebie byłam dziwką! Przecież tak uważasz. Mów kurwa, mów!
-Zamknij się, bo mam dość! Czemu mnie nie zostawisz?! Miej chodź troche szacunku i odejdź- powiedziałem tępo gapiąc się w ścianę. – a ty powiedz mi co widzisz w przyszłości Katherine, bo nie mam zamiaru siedzieć tu cały dzień- powiedziałem stanowczo. Mam ich wszystkich po dziurki w nosie. Cały świat się na mnie uwziął? Co ja pierdole? Nawet wszechświat, inny wymiar. Duchy. Julka, to ona się uwzięła. Niech da mi spokój. Spoczywaj w pokoju idiotko, a nie nawiedzaj ludzi, którzy niczego ci nie zrobili. Chociaż może powinienem powiedzieć nie nawiedzaj istot magicznych, które niczego ci nie zrobiły. Co za typ, czy ona musi taka być?
-Jest taka jak ty, jest twoją damską wersją. Jest tą jedyną prawdziwą miłością- powiedziała wyrocznia. A ja głęboko westchnąłem.
-Przyszłość Katherine, nie moja- wysyczałem przez zęby.
-Ja ci ją przepowiem. Ty i ta twoja nowa dziwka, którą posuwasz przegracie, a ty będziesz żałował, że źle wybrałeś front.
-Powiedziałem ci już coś chyba? Ale do ciebie to nie dociera, więc powtórzę O D P I E R D O L S I E ode mnie!
-Chciałeś znać przyszłość to już znasz, a teraz jeśli cię to chodź troche interesuje to powiem ci prawdę na temat Katherine. Zrobiła ci pranie mózgu, tak ci namieszała w głowie, że sądzisz iż to ona była z tobą na początku, ona cie nazywała PALANTEM. A ty? Ty jej uwierzyłeś, bo nigdy nie słuchasz. To ze mną byłeś związany, to ze mną dzieliłeś moc. I może nie byłam jakoś strasznie poważna czy dojrzała, ale kochałam cie. Kochałam całą swoją niedojrzałością. A teraz spełnię twoją prośbę łaskawie odpierdolę się od ciebie. Tylko obiecaj mi jedno kiedy staniesz ze mną oko w oko na polu bitwy nie zawahasz się i mnie zabijesz.- zatkało mnie. Przecież ona nie ożyje, co ona pierdoli? Chyba jej ciepło w piekle nie służy, bo ma niedotleniony mózg. Wariatka, która majaczy.
-Więc? Jaka jest przyszłość Katherine?- podkreśliłem imię długowiecznej wampirzycy.
-Twoja dziewczyna…
-Ona nie jest i nie była moją dziewczyną- warknąłem i wstałem z impetem odsuwając krzesło, które wydało pisk przy przesuwaniu go po panelach. Położyłem dłoń na klamce i ostatni raz spojrzałem na tą starą wyrocznie w nadziei, że powie coś konkretnego.
-Nie wiedzę przyszłości do nikogo, ani dla ciebie, ani dla mnie, ani dla Katherine. Przykro mi- nacisnąłem klamkę ku dołowi i pchnąłem drzwi. Wyszedłem na zewnątrz i zamykając je z trzaskiem. Nie miało dla mnie w tej chwili znaczenia jakiej siły do tego użyłem. Wyszedłem z tego budynku i szedłem dalej chodnikiem. Było dość zimno, a że jestem mieszanką wampira i czarownika odczuwam chłód. Zarzuciłem na głowę kaptur i wsunąłem ręce do kieszeni. Kopałem kamyk, który leżał przed koniuszkiem jednego z pary moich nowych butów. W głowie cały czas huczał monolog Julii. ‘Jeśli staniesz ze mną oko w oko na polu bitwy nie zawahasz się i mnie zabijesz’. Phi też mi coś. Widocznie nie wie już w jaki sposób ma chronić Agatę i resztę tych debili od śmierci. To jest żałosne. Ma jeszcze dwa dni, aby wymyśleć jakiś skuteczny plan, żeby jej siostra nie zginęła. O ile ta grupa niedorozwojów będzie walczyć.
*Julka*
Jestem zmęczona i wykończona. Powoli tracę resztę sił. Jeszcze dziś ta wyprawa – jeśli wyprawą można zawiać akcję odzyskania różdżki Merlina. Jedno jest pewne, następnym razem- który miejmy nadzieję, że już nigdy nie nastąpi- muszę uważniej czytać zwoje, a zwłasza wzmianki o niebezpieczeństwach. Bo nie chcę znów być ofiarą wygłodniałych Strigesów, które mają ogromną ochotę na moje wnętrzności. Próbę powstrzymania mnie podjęły także wiły, które za wszelką cenę próbowały zrobić mi wodę z mózgu; kusiciel, strzygi i niebieski. Żenada i tak zdobyłam ten najpotężniejszy kijaszek we wszechświecie. Po małej wróżbie dla Zayna u wyroczni poszłam do jaskini, ale cały czas jedna rzecz nie dawała mi spokoju, a mianowicie to, że moi przyjaciele i rodzeństwo mogą zginąć. Chyba, że… chyba, że zagłębię się w
mity, a dokładniej tym o dwunastu pracach Herkulesa. Pierwszy był o lwie nemejskim oł yeah Julka jesteś genialna. Co ja pieprze? Julka jesteś zajebiście mądra i nikt nie dorówna ci inteligencją. Jeśli zdobędę jego skórę to Agata i reszta będą bezpieczni. Tak jak zapisano w mitologii przeniosłam się do Grecji i tym samym sposobem co Herkules, czyli zasypałam –za pomocą magii ziemi- jedno z wejść do jego jaskini, a sama weszłam drugim. Udusiłam go w ciemnościach, a oskórowałam go za pomocą jednego z pazura. Co tam było jeszcze takie dość użyteczne w tych mitach? Pas… jak było tej dziuni? Hip… o… Hipolita. No Pas Hipolity. Teleportowałam się tam. Baba przywitała mnie, a kiedy opowiedziałam jej o mojej potrzebie posiadania jej własności, nakazała uwolnić mi jedną z przywódczyń Amazonek- Melanippe. No spoko uwolniłam ją i dostałam pas. Banalnie łatwe. Problem jest jeszcze w tym, że czuję niedosyt. Chcę wygrać z tą suką Katherine, chcę utrzeć Zaynowi nosa, chcę ocalić świat, bo jestem Julka Adams i jestem zajebiście mądra, no i kiedyś tam dostałam medal. Wtedy też uratowałam świat. Jednym słowem jestem, byłam i będę zajebista, bo taką się urodziłam. Nareszcie czuję, że mogę wszystko znaczy wiedziałam to już od dziecka, bo tata i mama zawsze nam powtarzali: ‘możecie osiągnąć wszystko czego naprawdę zapragniecie, tylko musicie uwierzyć w siebie’. Brakuje mi ich. Ja zawsze w normalnym świecie byłam tylko świrniętą siostrą Agaty, która ma najlepsze oceny, nie wagaruje i angażuje się w życie szkoły. Ja chciałam mieć psa, ale nie bo jestem nieodpowiedzialna, a tata powiedział, że się nim zajmować nie będzie. Phi wielkie mi coś, teraz chce psa, ale takiego jak ja… DZIWNEGO… ponoć Hades ma fajnego psiaka. Z trzema głowami cerbera. Chce go. Chce i będę miała. Przeniosłam się do podziemi. Może byłam tu wcześniej, ale nie zwracałam zbytniej uwagi na co jak tu wygląda. Pominęłam nawet tą długą i szeroką rzekę z lawy. Szłam wzdłuż niej, a nad moją dłonią unosił się płomień. Rzeka doprowadziła mnie do ogromnej góry, z której wypływała. Na tej górze znajdował się też ogromny tron, a siedział na nim pięciometrowy szkielet ubrany w ciężką wykonaną z brązu zbroję, która była przyozdobiona czaszkami na kolanach i kroczu. Na głowie miał Chełm z rogami. W lewej dłoni trzymał za głowę jakiegoś człowieka, a w prawej miał ogromną siekierę. klik. Szajbus. Phi ja taka walnięta nie jestem, ten to dopiero jest pieprzniętym sadystą. Wrzucił tą istotę do lawy.
-Co taka ślicznotka tu szuka?- popatrzył na mnie z góry i to dosłownie, bo ten jego tron był wysoko.
-Ja po psa- zaśmiał się, co również wywołało śmiech u mnie. Po jakiś pięciu minutach śmiechu ogarnęłam się- nie, no ale ja na serio chce cerbera
-Możesz poważyć nie doświadczona czarodziejka, która chce mojego psa…- był tak pochłonięty tym wykładem, że nie zauważył, kiedy podeszłam do trzygłowego psa i zaczęłam go głaskać. Ja nie ogarniam, czemu wszyscy mówią, że on jest zły. Jest całkiem milutki. klik.
-Pójdziesz ze mną piesku?- powiedziałam drapiąc go za lewym uchem, pierwszej głowy. Psiak zaszczekał i liznął mój policzek. – Heh no to chodź- za pomocą mocy rozerwałam łańcuch, który później pochwyciłam w prawą dłoń. – tia to my będziemy lecieć- zamachałam lewą ręką, a on cisnął we mnie kulą energii, przez którą się przewróciłam. Na swoją obronę mogę powiedzieć tylko tyle, że nie jadłam bardzo długo! Cerber mi się wyrwał i rzucił na Hades’ a. Oł yeah Julka, ale z ciebie byłby świetny zaklinacz zwierząt. – cerber chodź- klepnęłam kilka razy dłonią w udo, a on przybiegł. Przeniosłam nas do mojej kryjówki. – zaczekaj chwilkę na mnie skoczę po jakieś żarcie- pocałowałam go w czoło i teleportowałam się do miasta. W jednym ze sklepów kupiłam chyba z 10kilo psiej karmy i sześć misek, no i jakieś 3 gryzaki. Gości w sklepie patrzył na mnie jak na idiotkę- no i na co się gapić ciulu, za dwa dni uratuje ci życie!- warknęłam w jego kierunku. – no już zjeżdżaj musze nakarmić mojego pieseczka- wyminęłam go i przeniosłam się na jego oczach do jaskini. Do
trzech misek nasypałam karmę, a do drugich trzech wody. – teraz ja idę coś przegryźć- przeczesałam jego grzbiet i przeniosłam się do miasta. Trzeba uzupełnić zapasy. Wow w Vegas otworzyli nowy klub, nieźle. Weszłam do niego i zaczęła się krwawa imprezka. Haha podeszłam do jakiegoś gościa i wbiłam moje ząbki w jego kark. Potem zrobiłam do samo  z 25 innymi ludźmi, wyssałam z nich prawie całą krew. No co? Przecież i tak nie mają mocy, żeby walczyć. Skoro chcą przeżyć ja muszę mieć z czegoś siłę. Po obfitej kolacji wróciłam do jaskini. Przytuliłam się do cerbera i zasnęłam mając w głowie tylko jedną myśl :’ Zayn ma mnie za dziwkę.’ Skurwiel. A zresztą mam wyjebane na niego i Katherine mogą się nawet pieprzyć na krzywej wieży w Pizie. Pozdrowienia z Wyjebanemamlandii.

czwartek, 18 lipca 2013

2.5. Nie będę walczyła

w tle


*Julka*
Te znaczki, na tym cholernym zwoju nic mi nie mówią. Tata by wiedział, ale ja nie. Powoli mam dość, tracę wiarę w siebie. Może Katherine ma racje? Jestem nieudacznicą, która bawi się ludźmi. Tylko, że Zaynem się nie bawiłam. On jako jedyny wiedział jaka jestem naprawdę, przed nim nic nie udawałam. Chwila, ale przecież… zresztą nieważne. Za tydzień jest wojna, a ja nie mam żadnego planu. Przeniosłam się do biblioteki w katakumbach Starej Akademii. Szukałam starej książki, aby rozszyfrować te napisy. I po bardzo długim czasie udało się. To co odczytałam z tego zwoju całkowicie zmieniło moje nastawienie do tej sprawy. Teraz wiem, że jednak jest rozwiązać tą sprawę i sprawić, żeby wszystko było jak dawniej. Muszę znaleźć jeszcze dwa zwoje, które tworzą razem z tym, który mam teraz mapę do skarbu? Chyba mogę to nazwać skarbem. Postanowiłam zabrać tą książkę ze sobą. Zanim jednak ruszę w drogę przebiorę się. Ze swojej garderoby zabrałam ubrania i poszłam do łazienki. Dopiero teraz zdjęłam pelerynę ojca i weszłam pod prysznic. Zmyłam z siebie resztki wczorajszego dnia i zaczęłam nowy. Dokładnie umyłam swoje ciało żelem pod prysznic o zapachu wanilii, a włosy szamponem z zielonych jabłek. Następnie owinęłam się ręcznikiem i stanęłam przed lustrem. Na wilgłe jeszcze włosy nałożyłam jedwab, dokładnie rozczesałam poskręcane loki, a później potrząsałam głową na boki. Zabrałam się za suszenie, a po tej czynności ubrałam na siebie czarny stanik i czarne majtki, na górę czarne, obcisłe rurki, krwistoczerwoną bluzkę na ramiączkach, ciepłą skórzaną kurtkę. Na stopy założyłam skarpetki z pumy i czarne buty. klik. Zrobiłam sobie makijaż, a dokładniej to tylko zrobiłam kreski eyelinerem i musnęłam rzęsy tuszem. Psiknęłam się ulubionymi perfumami i narzuciłam na siebie pelerynę. Wyszłam z łazienki i zabrałam torebkę, do której włożyłam zwój. Teleportowałam się do Egiptu. Jezu jak tu ciepło, ugotować się można. Przechadzając się po tym mieście mijałam wiele ludzi, którzy już niedługo zobaczą apokalipsę na własne oczy. Szkoda mi ich i to bardzo. Nie mogę do tego dopuścić i nie zamierzam. Zło nigdy nie wygra. Nawet w historyjkach dla dzieci. Ja mogę nawet oddać życie za tych, których kocham. Ja po prostu chcę, żeby byli szczęśliwi. Zło- które nosi imię KATHERINE- zabrało mi już zbyt wiele. Straciłam rodziców, wujostwo, kuzynostwo. Nie stracę już nikogo. Jeśli ona jeszcze raz wejdzie mi w drogę, to ją rozkurwię, a jej flaki tak jak w tych wszystkich filmach i grach będą się walać po glebie. Obeszłam już trzy razy wielkiego lwa z głową człowieka, ale tu nic nie ma. Kiedyś gdy byłam u wyroczni kazała patrzeć sercem, a nie oczami. Sercem. O jasna cholera. Na pewno jest w jakiejś dziurze, a że on tą tylnią ma zamurowaną, to będzie w nosie. Tak jak Obelix wspięłam się po klatce piersiowej potwora. Po jakimś czasie zaglądnęłam do lewej dziurki w nosie, ale nic tam nie było. Tego to naprawdę się nie spodziewałam. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że będę dłubać w nosie sfinksowi. No bez jaj. Natomiast w prawym nozdrzu była kartka papieru zwinięta w rulonik, który był już bardzo stary. Przeniosłam się na czubek głowy potwora i zaczęłam czytać cichutko pod nosem.
-Julianna umrze 31 grudnia. – zamarłam. To jest reszta proroctwa- powstanie, ale nie zdołają wygrać.- że kurwa co!? To ja się tu męczę, a oni mi tu z takim czymś wyjeżdżają!? Ja pierdole!-  potrzebna jest różdżka Merlina, która znajduje się w Camelot.- no to spoko. Schowałam arkusz do torebki i… zaraz ja nie wiem, gdzie jest Camelot. W księgach u dziadka na pewno coś będzie. Przeniosłam się do domu staruszka, który czytał jakąś księgę i mamrotał pod nosem.

-To nie możliwe, żeby Julia wygrała ze śmiercią. Nie, nie, nie. Tu coś musi być nie tak. O niczym takim nie pisano w legendach- wywróciłam oczami i podeszłam do regału, który mieścił się na strychu. To tutaj znajdował się takowy regał odszukałam odpowiednią książkę i spakowałam ją to torby. Teleportowałam się do jaskini, tutaj jest tak strasznie zimno brr. Zdjęłam pelerynkę i usiadłam na skale, za pomocą magii ognia rozpaliłam pochodnię, a później ognisko. Zaczęłam czytać pożyczoną lekturę.
-Camelot to siedziba króla Artura. W tymże zamku znajduje się komnata, w której zasiadali król Artur oraz Rycerze Okrągłego Stołu. – okay bla, bla, bla. – Merlin był doradcą Artura i potężnym czarodziejem… Camelot znajduje się w wymiarze Alfa- no i o to chodziło- ale strzeż…- to nie jest mi już potrzebne. Zamknęłam książkę i podłożyłam ją sobie pod głowę i zasnęłam.
*Agata*
-Dess, Julka mówiła, że jak zrezygnujecie z Louisem to przegramy- tłumaczyłam już jej chyba z dziesiąty raz, ale on tego nie przyjmuje do wiadomości.
-Nie będę walczyła, Loui nie zginie tak samo jest ze mną. Przeniesiemy się do innego wymiaru i przeczekamy. Potem wrócimy- blondynka siedziała właśnie przed toaletką i układała swoje bujne blond włosy, które opadały jej na plecy kaskadami.
-Nie będziesz miała po co wracać, jak wszyscy zginą!- podniosłam odrobinę głos. – przyjaźniłaś się z Julką, zrób to dla niej

-Czy ty dalej nie pojmujesz? JULKA NIE ŻYJE. JA WALCZYĆ NIE BĘDĘ. LOUIS TEŻ.- powiedziała powoli robiąc przerwę po każdym wypowiedzianym słowie, tak jakby to tłumaczyła małemu dziecku.
-Czemu ty jesteś taka uparta?- zapytałam bardziej siebie niż ją, ale usłyszała to.
-Aga powiedz jaki jest sens walczyć, skoro wszyscy zginiemy?- Destiny odwróciła się do mnie przodem. – popatrz na to logicznie. Julka nie żyje, a ty nie dasz rady stawić czoła Neronowi, Aresowi, Katherine i reszcie ich sługusów. Bez urazy!- dodała szybko i uniosła ręce na wysokość swojej twarzy w geście obronnym. – Julka nie wróci zza światów, bo nie jest Bogiem. Więc może oszczędzimy sobie czasu i przeżyjemy ten czas najlepiej jak się da? – blondyna wstała i złapała mnie za nadgarstek- idziemy na imprezkę do Vegas- wyciągnęła mnie z pokoju i poszłyśmy po chłopaków. Ona ma rację i tak przegramy, dlatego powinniśmy wykorzystać te chwile jak najlepiej i w gronie przyjaciół. Louis przeniósł nas wszystkich do klubu „Angel”, gdzie było pełno ludzi, którzy są nieświadomi tego co czeka ich za kilka dni. Zasiedliśmy wszyscy przy barze, na wysokich krzesłach i zamówiliśmy sobie, każdy po drinku. Bardzo miły barman dla każdego z nas zrobił kolorowego drinka. Ja dostałam różowego. Był naprawdę dobry.
-Zatańczysz?- spojrzałam w kierunku autora tych słów, którym okazał się być mój chłopak Liam. Pokiwałam pionowo głową. Ciemny blondyn złapał mnie za dłoń i prowadził na parkiet. Akurat puścili wolną piosenkę. Brązowooki przyciągnął mnie bliżej siebie, a później jego dłonie powędrowały na moje biodra, natomiast moje oplotły jego szyję. Bujaliśmy się w rytm muzyki, co jakiś czas łącząc nasze usta w jedność. Przekręciłam głowę w bok i zobaczyłam naszych przyjaciół, którzy robili to samo co ja i mój chłopak. Po prostu korzystamy z reszty naszego życia. 
______________________________
wiem, wiem, że krótki, ale jak na razie to nie mam weny i mam bardzo mało czasu. Mówiąc w skrócie to opierdaling ćwicze ;P mam nadzieje, że wam sie spodoba buźka miśki ;**

piątek, 5 lipca 2013

2.4. brzydzę się tobą

w tle


Potem w moim pokoju pojawił się Malik. A ten co tu robi? Gdzie ma tą wywłokę? Co znudziła mu się?
-Pieprzona idiotka- przysiadł na moim łóżku, a w dłoni trzymał moje zdjęcie. – jesteś szczęśliwa?
-Nie, bo wolisz Katherine, a mówiłeś, że kochasz- palnęłam nagle, a on zaczął rozglądać się po całym pomieszczeniu.
-Julka, to nie tak
-A jak!? Jesteś fałszywy. Nigdy ci na mnie nie zależało- czułam się jak idiotka. Siedzę na biurku i gapię się na niego, ale on mnie nie widzi, bo nie może na razie mnie zobaczyć.
-Nie mów tak!- podniósł głos i wstał. Wściekły podszedł do okna. – gdybyś tylko tu była…
-A jeśli jestem?
-Ale cie nie ma!- dobra wmawiaj sobie to dalej. – gdybyś tu była nigdy by do tego nie doszło.
-Chciałeś zabić Dess, a wszystko to dlatego, że pieprzyłeś się z Katherine
-Jula…
-Zawiodłam się na tobie, myślałam, że masz chodź odrobinę gustu, ale nie, pakujesz się do łóżka z nią!
-Sama spałaś z Kacprem!
-Nie znałam cie wtedy, brzydzę się tobą. Wyjdź z mojego pokoju- czułam, że oczy robią mi się szklane. Jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona. Chłopak już miał wyjść, ale się zatrzymał.
-Wiesz, że jakbyś tu była, było by inaczej. A ona wygląda jak ty, brakuje mi ciebie
-Nie wierze, że jesteś aż tak tępy- nie mam zamiaru go dłużej słuchać i tych jego tłumaczeń.
-Julka, ty sama nie jesteś święta
-Nie pieprzyłam się z twoim wrogiem- wkurwiona wyszłam z domu i poszłam się przejść. Teraz mogę robić, co tylko chcę, bo i tak mnie nikt nie widzi. Mogę pokonać Katherine i pokazać Zaynowi, że źle wybrał. Muszę odzyskać szkatułkę. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 13.20 w Sawet odbywają się jeszcze lekcje, dlatego postanowiłam się tam przenieść i zabrać moją własność. Tak jak przypuszczałam nikogo nie było w naszym pokoju. Na suficie – bo tam była szkatułka- była pokrywa, którą odsłoniłam i wyjęłam drewniany kuferek, który mogłam otworzyć tylko ja lub Malik. Uniosłam wieko i wyjęłam… wow złożyli cały. Podziwiam ich. Zabrałam gwizdek i zawiesiłam na szyi. Schowałam z powrotem skrzynkę i siedziałam na tym łóżku jak durna. Do pokoju weszła cała paczka. Zmienili się. Są smutni i zbyt poważni.
-Zayn jest po stronie Katherine, a my nic na to nie poradzimy. On posłuchałby tylko Julki- ta wątpię w to. Harry powinien zastanowić się nad tym co mówi, jakby nie zauważył Zayn jest teraz pieskiem tej szczurzycy, a mi to szczerze wisi koło nosa. Niech robi co chce, ale i tak przegra wojnę, będzie się smażył w piekle. Będzie żałował, że wolał zło. A wszystko dlatego, że zachciało mu się romansów z Katherine, przed którą go ostrzegałam.
-Tęsknię za nią- powiedziała Destiny i mocno wtuliła się w Louisa. Oni nie mogą zrezygnować z wojny, bo wtedy przegramy i wszyscy zginą. – nie chcę brać udziału w bitwie, nie chcę was stracić. Po co w ogóle my mamy się bić? Zrezygnujmy- teraz każdy zaczął między sobą rozmawiać. Wrzawa wypełniła całe pomieszczenie. Dess zawsze potrafiła przekonywać do swoich pomysłów, nawet osobę całkowicie zrównoważoną.

-Julce by to się nie spodobało- oznajmił Louis. – ona by walczyła.
-Nie walczyłaby przeciwko Zaynowi, kochała go- do dyskusji wtrąciła się Aga.
-Ale ona zawsze wybiera drogę do szczęścia innych, a nie swojego. Uratowałaby świat- dodał Liam. Chciałabym ich przytulić i powiedzieć, że żyję, ale nie mogę, bo wszystko nie wypali.
-Liam, Julka nie żyje, a ja nie dam rady uratować świata- zaprzeczyła Adzia. Da radę, tylko musi uwierzyć w siebie. Ma zbyt mało wiary w siebie. Po jakimś czasie wszyscy zasnęli, a ja postanowiłam odwiedzić siostrę w jej śnie. Skupiłam się i zamknęłam oczy.
-Aguś- dziewczyna wstała znad rzeki. Znajdowała się nad polanką, dookoła było zielono, na polance były różnorodne kwiaty.
-Julka, to ty- złapała mnie za rękę. – gdzie ty właściwie jesteś?
-Nie ważne, teraz musisz mnie posłuchać bardzo uważnie- złapałam ją za oba nadgarstki- Dess i Louis muszą walczyć, jeśli uciekną wszyscy zginą. Aga poprowadź ich.
-Ja nie dam rady- odeszła ode mnie zrezygnowana.
-Nie mów tak. Ja wierzę, że potrafisz, zresztą pomogę ci
-Jak?! Nie żyjesz- dodała nieco ciszej.
-Zawsze będę przy tobie, jesteś moją siostrzyczką. Pamiętasz w podstawówce, jak Ronie ci dokuczała? Pomogłam ci
-Przywaliłaś jej- wybuchłyśmy śmiechem. – kocham cie Juluś, ale śmierci nie pokonasz, nie jesteś Bogiem. –usiadła na zielonej trawie i brodziła dłonią w wodzie. – ten świat już nigdy nie będzie taki sam. Rodzice nie wrócą, a chciałabym ich jeszcze raz zobaczyć.
-To da się zrobić- wstałam i użyłam mocy, by sprowadzić tutaj moich rodziców. – Aga zobacz- wskazałam na sylwetki dwójki starych wampirów, którzy z twarzy przypominali dwójkę trzydziestosześciolatki oraz trzydziestodziewięcioletnia. Na twarzy mojej siostry pojawił się cień uśmiechu, a w oczach miała łzy. – trzymaj się Aguś.- zamachałam jej lewą dłonią i wyszłam z jej snu. Stanęłam przy łóżku i dostrzegłam cień uśmiechu na twarzy śpiącej Agaty. Czułam się szczęśliwa. Do uszu dobiegł głos Kacpra i Zayna, którzy rozmawiali. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam ich obu. To… nie to na pewno jakieś złudzenie. Przecież sam najpierw wyzywał Kacpra, a teraz to sobie rozmawiają jak starzy, dobrzy przyjaciele.

-Musisz zabrać im ten gwizdek, a ja pozwiedzam Aleksandrię- uśmiechnął się chamsko Kacper.
-Luz stary. Wierzysz w duchy?- Kac wyszczerzył na niego oczy, a potem wyśmiał.
-Co znowu ci się Julka objawiła?- zaczął zamaszyście gestykulować. – masz Katherine, ona jest jak Julka, nawet lepsza. Adams nie żyje- ale bym mu teraz przywaliła w ten pieprzony ryj, pełen zadumy nad swoją osobą. On naprawdę jest małym wilkołakiem, który chce się wybić. Jego matka nie żyje, a ojciec jest alkoholikiem, który bił go, gdy był małym chłopcem. Historia słowem z filmu. Malik wszedł do mojego pokoju, a ja oparta o futrynę drzwi bacznie go obserwowałam. Wspiął się na moje łóżko i odsłonił klapkę, po czym wyjął szkatułkę. Na samą myśl, że zaraz zobaczę rozczarowanie z jego strony na moich ustach zagościł triumfalny uśmiech.
-Nie ma, kurwa nie!- wrzasną, ale został skarcony przez Kacpra. Chłopak wybiegł z pokoju, a potem razem z wilkołakiem zniknęli. Podążyłam ich śladem i przeniosłam się do Aleksandrii. Piękne miasto. Szłam tuż za nimi i dokładnie słyszałam o czym rozmawiali. Chcą wynieść z biblioteki, która powinna być gdzieś nieopodal katakumb, książkę, a raczej jakiś starożytny zwój, który zawiera informacje na temat zła. Katherine chce wyrolować Aresa i Nerona, więc musi zdobyć zwoje. Teleportowałam się do podziemi i szukałam tych zwojów, ale na ścianach były same bazgroły. Nie no chwila, czy ja jestem taka głupia jak oni? Grobowiec faraona, piramidy, sfinks. To tam są zwoje. Przeniosłam się do piramidy i tam zaczęłam szukać jakiś znaków, ale były tu wypisane jakieś ostrzeżenia o klątwie. W nosie mam klątwę, za tydzień jest wojna, a ja muszę wiedzieć jak zwyciężyć. Z grobowca wyjęłam zwój, a później przeniosłam się do Starej Jaskini, do której nikt od lat nie zaglądał.
*Zayn*
-I znowu to samo!- wilk z całej siły przywalił w ścianę grobowca.- ktoś jest o krok przed nami, a Katherine to się nie spodoba. – przeczesał ręką włosy, a potem wróciliśmy do domu brunetki. Na sofie siedział Elijah, który tylko czekał na pozwolenie, aby zabić swoje rodzeństwo.
-Macie to?- spojrzeliśmy z psem na siebie i nic z siebie nie wydusiliśmy.
-Nie mają- stwierdził Elijah. Miałem ochotę mu przywalić.
-No to słucham- brunetka założyła ręce pod piersiami- mówcie to tym razem wam przeszkodziło. Jakaś czarownica, gryf, a może jednorożec?
-Po prostu nic tam nie było- powiedziałem znudzony.
-Na pewno źle rozszyfrowaliście znaki, pokaż mi to – wilk podał jej swoją komórkę, a ona zaczęła przeglądać zdjęcia, które zrobiliśmy.- grobowiec faraona, to tam powinny być zwoje.
-Ale nie ma- powiedziałem przez zęby.
-Masz znaleźć osobę, która jest sabotażystą- słowa te skierowała do Kacpra. Nadal go nienawidzę, bo skrzywdził Julkę, a ona się mną tylko bawiła. Byłem zabawką w jej dłoniach. Owinęła mnie sobie wokół palca.    
____________________________________
I jak wam sie podoba ten rozdział? Spodziewał sie ktoś takiego obrotu sprawy? No i jeszcze jedno dzięki za komy i wejścia. A i mam nowego bloga:
buźka miśki ;**