niedziela, 23 lutego 2014

3.18. Zależy mi na tobie



*Julka*
Czuję się jak wrak człowieka. Nie chcę widzieć Zayna, już nigdy. Na domiar złego zapomniałam oddać pracę na czas. Jestem beznadziejna! Siedziałam na murku i uczyłam się do testu, kiedy przede mną pojawił się mulat z jakąś blondynką. Była bardzo ładna i pewna siebie. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i przyjaźnie.
-Hej Julka- zmarszczyłam brwi.
-Znamy się?- zapytałam dziewczynę, która przysiadła obok mnie. – nie kojarzę cie.
-Jestem Dess, miałyśmy się poznać wczoraj, ale ten idiota cie pomylił z tą pojebaną Charlie, która próbuje go bezskutecznie uwieść- patrzyła na Malika z kpiną. Chwilę później pojawił się Curly, który mnie przytulił.
-Jak tam? – wzruszyłam tylko ramionami od niechcenia.- a ty co Malik dalej zamierzasz ją ranić?- Zayn ruszył na niego, a potem przyłożył mu w twarz. Zaczęli się okładać, ale na całe szczęście Dess ich rozdzieliła.
-Lokaty idioto chodź- złapała go pod rękę.- oni muszą pogadać- wskazała na mnie i mulata, który patrzył się tempo na mnie. Nie chcę z nim gadać.- uwierz mi chcesz i to bardzo.- przyznała.
-Czy ty…
-Tak- powiedział Zayn.- każde z nas potrafi czytać w myślach. –Destiny i Harry gdzieś odeszli, mimo sprzeciwów ze strony loczka. Dess odciągnęła go siłą. Mulat przysiadł obok mnie na murku, a ja się trochę odsunęłam. – Julka proszę.- mruknął. Usiadł na murku okrakiem i zgarnął niesforny kosmyk za moje ucho.
-Daj mi…
-Panno Adams, kiedy odda pani pracę?- nagle przede mną wyrósł profesor, który wykłada sztukę.
-Jeszcze jeden dzień proszę- próbowałam go udobruchać, ale marnie mi to wychodziło.
-Masz czas do dzisiejszego popołudnia- odruchowo spojrzałam na zegar, na jednej ze ścian budynku. Było za 5 dwunasta. To jakieś żarty!?
-Jutro o- Zayn w błyskawicznym tempie znalazł się przy mężczyźnie i złapał go za kark. Spojrzał na mnie, a później na okrągłą tarczę zegara.- w południe dostaniesz pracę Julki – warknął, a następnie go puścił.- rozumiemy się?
-Tak, oczywiście- wykładowca odszedł.
-I po co to zrobiłeś? Przecież ja nie mam pomysłu co mam namalować- jęknęłam z bezsilności. Wampir usiadł znów obok i chciał przytulić, ale odsunęłam się. – proszę daj mi spokój.
-Nie mogę- powiedział przez zaciśnięte zęby.- nie mogę.
-Czemu?! Dlaczego, aż tak bardzo ci zależy!?- zaczynał mnie irytować.
-Bo cie kocham! Zrozum to wreszcie! Kochałem, kocham i będę kochał, niezależnie od tego co ta suka wymyśli, rozumiesz!?- odległość między nami zmniejszyła się diametralnie. Malik przycisnął mnie do ściany i pochylił się, patrząc prosto w moje oczy. – nie pamiętasz, bo miałaś durne życzenie, żeby zostać człowiekiem- teraz mówił ciszej, ale jego głos dalej był przesiąknięty złością.- to głupie, byłaś najpotężniejszą istotą we wszechświecie i po prostu się tego wyrzekłaś.
-Coś ty jarał?- zmarszczyłam brwi. – proszę daj mi spokój- jęknęłam błagalnie. Nie chcę kłopotów.
-Dobra zapomnij o tym- stwierdził zrezygnowany. – może namalujesz Nowy Orlean? – przytaknęłam, a potem pobiegłam po walizkę z moimi przyborami. Kiedy wróciłam obok chłopaka był zgromadzony cały wianuszek dziewczyn. Nagle obok mnie pojawił się mulat, objął mnie w pasie przyciągając bliżej swojego torsu. Chwilę później byliśmy już w Nowym Orleanie. Jak tutaj pięknie!  -Julka chcesz kawy?
-Nie. Chcę zrobić obraz, a potem odstawisz mnie do akademika. Nigdy więcej się nie spotkamy.- powiedziałam bez żadnego uczucia, rozstawiając sztalugę. Zaczęłam kreślić pierwsze kształty, które niekonkretnie były czymś pięknym, ale jak to mówią: Najpierw powstaje szkic, dopiero później arcydzieło. Nagle ktoś zasłonił mi oczy.- możesz przestać!?- wrzasnęłam poirytowana. Ten to ma tupet! – mam cie dość człowieku, zachowujesz się jak skończony…- zdarłam jego dłonie i się odwróciłam… to nie był Zayn! Przede mną stało jakiś trzech gości, nawet przystojnych. – dupkiem.- dokończyłam i byłam pewna, że jestem czerwona jak burak. Świetnie! Po prostu świetnie! Nie dość, że zrobiłam z siebie idiotkę przed całym kampusem, kłócąc się z Mattem; w tym cholernym Sawet zbłaźniłam się… to jeszcze jakby wszystkiego było mało w Nowym Orleanie drę się na całe gardło na obcych mężczyzn! Wszechświat się chyba na mnie uwziął.
-Kto jest skończonym dupkiem kochanie?- zapytał ten ubrany w jeansy oraz dopasowaną koszulkę z długim rękawem.
-Klaus – jak na zawołanie pojawił się Zayn. Przybił z każdym z nich sztamę, a potem ich wzrok powędrował na mnie. O co biega?
-Mhy… pachniesz… przepysznie- stwierdził ten w skórzanej kurtce. Zmarszczyłam brwi.
-Dlaczego?- teraz odezwał się ten w marynarce, patrząc na Malika z uniesionymi brwiami.
-Długa historia – machnął na to ręką.- ale mamy czas.- usiedli na pobliskiej ławeczce i zaczęli rozmawiać. Jednym uchem słuchałam. – …no i tym oto sposobem Julka jest człowiekiem, a Harry należy do Przemytnika.
-To niemożliwe, do tego potrzeba wielkiej mocy.
-Elijah mówię jak było, nie wymyśliłem tego.- mam dość!
-Jesteś po prostu zakłamanym chujem!- odwróciłam się do nich przodem. –nie dość, że zmyślasz, to jeszcze robisz z nich idiotów! Pogrywasz sobie zupełnie jak ze mną! Zależy mi na tobie- zaczęłam naśladować jego ton głosu.- kocham cie, właśnie widziałam jak to udowodniłeś. Wiesz co boli najbardziej? – pokiwał przecząco głową, a jego towarzysze patrzeli raz na mnie, raz na niego.-to, że widziałeś we mnie tylko i wyłącznie jej twarz. – dodałam ciszej.- dlatego zrób coś dla mnie i wróć do tej swojej dziewczyny. Po prostu daj mi spokój.- wstał, a jego oczy pociemniały. Zniknął, a z moich oczu zaczęły spływać łzy.
-Julka nie płacz proszę- Cole podszedł i schował mnie w swoich ramionach. – dobrze wiesz, że nie cierpię, gdy płaczesz.
-Cole nie wiemy o czymś? –uśmiechnął się chytrze Klaus. Cole wywrócił oczami, a potem przeniósł się… gdzieś.
*Zayn*
Zabije sukę. Te jej blond kudły będą się walały po całym Sawet jak z nią skończę. Wkurwiony do granic możliwości przeniosłem się do magicznego wymiaru, po czym pewnym krokiem ruszyłem w stronę szkolnego dziedzińca. Moi przyjaciele siedzieli przy naszym drzewie, a Charlie i reszta tych wywłok zajmowały schody. Twarze miały zwrócone ku słońcu i przymknięte oczy.
-I co, pogodziliście się?- całkowicie zignorowałem pytanie Louisa. Fajnie, że mnie wspierają i pomagają, ale teraz załatwię to raz na zawsze. Nareszcie będę miał święty spokój z tą psychopatką, która nie wiadomo, co sobie w tej tępiej główce ubzdurała. Zatrzymałem się przed trójką idiotek.
-Gościu zasłaniasz…- Martina otworzyła oczy i zamarła. Bała się i słusznie, pogrywały sobie ze mną, rozwaliły mój związek, cały czas mnie prowokują i sprawdzają jaki mam czas reakcji. Szczerze? Na początku to było nawet fajne, małolata się we mnie zabujała… potem zaczęło być dziwnie, a teraz!? Kurwa, mam ochotę rozpierdolić jej łeb o asfalt! – Zayn to nie tak- zaczęła się tłumaczyć.- to Charlie chciała- głos jej się łamał.
-Co?!- pisnęła Charlie oburzona i spojrzała gniewnie w stronę wampirzycy. – sama chciałaś się zabawić! Kto się ślinił do Harrego i Louisa!?
-Ey laski, wyluzujcie- Moore próbowała złagodzić sytuację, ale oberwało jej się za to.
-Sama się jarasz Niallem jak Kubuś Puchatek miodem!- wrzasnęła Matty.
-Mam na to wyjebane, czyj to był pomysł! Bo każda teraz za to zapłaci!- wydarłem się, a rozmowy całej szkoły ucichły. Teraz my byliśmy w centrum uwagi, my zapewnialiśmy im rozrywkę. Nad budynkiem szkoły zaczął wiać potężny wiatr, padał deszcz i uderzały o ziemię błyskawice. Ziemia się rozstąpiła, a ja jeszcze nie zacząłem się mścić. Zacząłem rzucać w nie pociskami telekinetycznymi i trafiać w nie piorunami. Chciałem, żeby cierpiały, żeby miały piekło na ziemi.
-Stary wyluzuj – poczułem jak ktoś odciąga mnie w tył. – a wy – Dess wyszła przede mnie i wskazała palcem na trio idiotek.- nie myślcie sobie, że wam odpuścimy. Na razie trzymamy Zayna na smyczy, a ty suko – tu wrzasnęła na Charlotte.- jeśli chcesz, poznać złego Malika to powiedz. A teraz wypieprzać na lekcje!- wszyscy jak na komendę jakiegoś króla się rozeszli. Co jak co, ale Destiny ma potężny głos. Moje ofiary również poderwały się ze schodów i uciekły. Tchórze, małe, pierdolnięte, nic niewarte zdziry!
*Louis*
Wszystko się spierdoliło, a było tak fajnie. Każdy z nas był szczęśliwy, ale ta cała Charlie i jej sługuski musiały się wpierdalać. Od chwili, kiedy Zayn próbował je zabić, nie gadał z Julką, olał szkołę i przestał jeść. To mój przyjaciel, jest dla mnie jak brat. Nie mówiąc nic nikomu, przeniosłem się do Chicago. Muszę to z nią załatwić, Julka musi mi pomóc.
-Ey gościu- zaczepiłem jakiegoś blondasa- gdzie mieszka Julka Adams?- jego twarz poczerwieniała, a szczęka zacisnęła się. Był wkurwiony, na co nie ogarniając całkowicie sytuacji zmarszczyłem brwi.- więc?
-A ty co kolejny chłoptaś do wydymania?!- prychnął.
-Przeginasz stary- stwierdziłem. Ludzie zatrzymywali się i patrzeli na nas jak na główne postaci, w przestawieniu zatytułowanym „Prymitywne ludzkie sprzeczki”. Czemu prymitywne? Bo ten gość jest skończonym dupkiem i zerem. – pytam ostatni raz, GDZIE JEST JULKA?!- warknąłem przez zaciśnięte zęby. Nie lubię się powtarzać, a ten frajer mnie coraz bardziej wkurwia. Kruchy człowieczek z naiwną nadzieją na to, że jest kimś ważnym, a Julia jest od niego uzależniona. Phi co za szpaner z przerostem ambicji i ślepym przekonaniem o swojej wyższości.
-Pierdol się!- splunął na moje nowe buty. Prychnąłem pod nosem, a potem wziąłem zamach i mu zajebałem. Blondyn się przewrócił, a po chwili zaczął zbierać z brukowej kostki resztki swojej godności.
-Grzeczniej śmieciu- odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem ją. Szła cała przygnębiona i zamyślona. Ubrana w szorty, botki, luźną białą bokserkę i kurtkę kroczyła patrząc w dal. Włosy miała lekko zakręcone, a w oczach była pustka. – Julka!- brunetka popatrzyła na mnie i podeszła. –jestem Louis, przyjaciel Zayna.- prychnęła.
-Nie dam mu się pobawić moimi uczuciami.
-Pomóż mi- uniosła brwi i czekała wyczekująco. Wywróciłem oczami, a potem złapałem ją za łokieć i prowadziłem w stronę parku. – Zayn się załamał.
-Nie kłam, przecież ja dla niego jestem niczym, śmieciem, kruchym człowiekiem, któremu, gdyby tylko chciał mógłby urwać głowę.
-On by cie nigdy nie skrzywdził, bo cie kocha całym sercem i wiem, że ty też go kochasz. – na wysepce ogrodzonej wodą ze stawu, rosła ogromna wierzba. Rozejrzałem się dookoła i po stwierdzeniu, że nikt nas nie widzi, szybko ją do siebie przyciągnąłem i przeniosłem pod drzewo. Siedzieliśmy oparci plecami o pień. – przestał jeść, nie chodzi na zajęcia. Wiesz, że po waszej ostatniej sprzeczce chciał zabić te trzy wywłoki? Miał wyjebane na to czy go wyrzucą czy nie. Przekonaj go chociaż, żeby się pożywił- powiedziałem zrezygnowany. Wiem, że Julek ma trudny charakter i trudno jej schować swoją dumę do kieszeni.- nie bądź egoistką, chłopak skoczyłby za tobą w ogień.
-Eh daj mi trochę czasu na przemyślenie okay?- westchnęła głęboko, a potem odstawiłem ją do akademika. Wróciłem do Sawet, gdzie dopadła mnie Destiny, a potem zgwałciła.
*Julka*
Naprawdę mi ciężko. Louis- czy jak mu tam- za dużo ode mnie wymaga. Jak mam mu pomóc, nie myśląc o tym co mi zrobił? Czuję się jak Daisy, którą Donald zdradził z Myszką Minie. Tępo gapiłam się w ścianę i rozważałam wszystkie za i przeciw.
-Jula, wszystko dobrze?- zmieniłam punkt widzenia, teraz gapiłam się na Caroline, która patrzyła na mnie jak na idiotkę. – gapisz się na tą ścianę dobre 15 minut. – blondynka usiadła obok mnie. –mała?- pokiwałam tylko przecząco głową. – co się stało?- przyjaciółka przytuliła mnie mocno do siebie.
-Zayn się stał. – westchnęłam powstrzymując łzy.
-Przystojny wykładowca tak?- zamruczała, na co dźgnęłam ją w żebra. Przecież mówiłam jej, że on nie jest nauczycielem. – co z nim?
-Ma problem i według jego przyjaciela tylko ja mogę mu pomóc…
-Ale…
-Ale skrzywdził mnie i złamał serce.- z trudem powstrzymywałam łzy. Nigdy nie płakałam, nawet jak byłam mała i się przewróciłam i rozbiłam kolano. Teraz wszystko wywraca się do góry nogami i to przez chłopaka, a oni nigdy nie byli tak ważni jak przyjaciele.
-Zawsze chciałaś takiej miłości. – w sumie to prawda, ale…- więc dzwoń do tego idioty!- wyrwała mi telefon i wykręciła numer. – hej, tu Caroline, przyjaciółka Julki… właśnie Jula ma kłopoty mógłbyś przyjechać?… jest w cholernym niebezpieczeństwie!- rozłączyła się, a potem cmoknęła mnie w policzek.
-Zwariowałaś!?
-Podziękujesz później – złapała za kurtkę i wybiegła z pokoju. Chwilę później pojawił się Zayn.
-Wszystko w porządku?- podbiegł do mnie i dokładnie mnie z lustrował.
-Nie- pokiwałam przecząco głową.- boli mnie serce.
-Nie ciebie jedną.- mruknął. –chodź – przytulił mnie do siebie, a potem gdzieś przeniósł. Staliśmy na jakiejś skale, a pod nami była woda. – naprawdę nie chciałem- stwierdził patrząc mi prosto w oczy. Wzięłam zamach i przyłożyłam mu z liścia.
-To za to, że mnie zraniłeś, a to za to, że przyszedłeś i się martwisz- wspięłam się na palce i złapałam go za kark i pocałowałam, kiedy chciałam się odsunąć, nie pozwolił na to. Zaczął mnie zachłannie całować, a ja się temu poddawałam. Odepchnął mnie lekko. Jego twarz mówiła jedno: „jestem głodny!”.- nie krępuj się- odchyliłam głowę w prawo.
-Nie chcę ci sprawiać bólu.
-Dla mnie to czysta przyjemność- zaśmiał się cicho po nosem, a potem pochylił się i złożył pocałunek na obnażonym karku, po czym wbił w niego ostre kły.
-Dziękuję- cmoknął mnie w usta, a potem przetarł je kciukiem. – jesteś wyjątkowa wiesz?- uśmiechnęłam się lekko i spuściłam głowę. Później usiedliśmy na zielonej trawie. Pochylałam się nad chłopakiem i co chwila całowałam jego usta.
-O co chodziło z tym moim rzekomym życzeniem?- prychnął.
-To było tak: Dziewczyna Harrego, Gin została porwana do Czeluści, a Mai cały czas nawijał o waszych rodzicach i Jai’ u. Postanowiłaś pomóc Harremu i młodemu, dlatego poszliśmy do Przemytnika. Chciał twojej krwi, ale się nie zgodziłem, jak ja chciałem oddać swoją to ty nie chciałaś, dlatego dałaś mu wino Czarna Magia. Niestety loczek był uparty i był u Przemytnika przed nami i teraz jest jego marionetką. – wzruszył ramionami, a ja dalej uważnie go słuchałam. – musieliśmy zdobyć klucz i różę, żeby dostać się do teatru. Po pewnym czasie się to udało. Po drodze spotkaliśmy Katherine, która cie kiedyś zabiła, a ty jej pomogłaś. Potem, w teatrze Hazz odnalazł Ginny, a ty uwolniłaś Jai’ a i rodziców, ale twój wujek cie złapał i przekabacił. Kazał zdradzić twoje największe pragnienia. Powiedział: „A jeśli mogłabyś wieść zwykłe życie? Bez tego całego napięcia. Zwykła nastolatka, która imprezuje, studiować na Accademia di Belle Arti di Macerata?”. Chiałaś zwykłego życia i w pewnym sensie cie rozumiem, bo masz 19lat powinnaś szaleć i mieć wszystko w dupie, a ty od dziecka toczysz ciągłą walkę. I Wiem, że nie powinienem na ciebie tak naciskać, ale zrozum też mnie. Kocham cie najmocniej na świecie i chcę cie mieć zawsze przy sobie. Jest mi źle kiedy się kłócimy, kiedy cie nie ma boli mnie serce. Julka zrozum, chcę żeby było jak dawniej- zgarnął kosmyk za moje ucho, na co się lekko uśmiechnęłam. – Liam cały czas szuka sposobu, żeby twoja moc wróciła.
-Jestem taka jak wy?- nie wierzyłam w to co słyszę.
-Nie. – podsumował.- jesteś potężniejsza, od zawsze miałaś wielką moc i wiedziałaś jak jej używać, tylko, że dopiero niedawno dowiedziałaś się, że ludzie, do których od dziecka mówiłaś „mamo i tato” nie są twoimi rodzicami, a sama jesteś Awatarem. – uniosłam brwi.
-Przecież moi rodzice mieszkają w San Diego.
-Twoi rodzice nie żyją, bo Katherine ich zabiła, a ci rodzice rodzice są w Cytadeli- cooo? On mi tu chyba ściemnia. Wymyśla jakieś bezsensowne nazwy.- to taki jakby wymiar, w którym żyją Awatarzy. –machnął na to ręką.- wiesz o czym marzę?- pokiwałam przecząco głową. Niby skąd mam wiedzieć, skoro to on potrafi czytać w myślach.- chcę żeby to wszystko wróciło, twoja pamięć, my, nasza rodzina.
-Jeśli poprawi ci to humor, to też bym chciała- nagle jego telefon rozdzwonił się jak oszalały. Niechętnie go wyjął i odebrał.
-Stary przeszkadzasz mi- warknął od niechcenia.-… że co kurwa?!- przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz na ten ton.-… niemożliwe! Przecież miała być czarownicą, a nie jakimś Gerani, czy chuj wie czym… nie, czekaj. Jak to, że atakują Sawet?!… jaja sobie ze mnie robisz?!… dobra, dobra zaraz będę… jak nie!? Pogrzało cie?!… w domu Julki?… dobra, w garderobie…  dobra najpierw załatwimy jej moc, a potem wam pomożemy. Nara i trzymaj się pajacu- rozłączył się, a ja lustrowałam go badawczo.- mała musimy iść do Florencji- przytaknęłam, a on się pocieszająco uśmiechnął. Schował mnie w swoich ramionach, a potem staliśmy w jakimś pokoju i zmierzaliśmy do garderoby. Chłopak zaczął pukać w deski. Nie wiem czego szuka. Po chwili wyrwał jeden z paneli i wyjął z wnętrza dziury jakąś szkatułkę. Otworzył ją, a potem wyjął jakiś rulon. Zaczął go czytać, a potem wypowiedział wiązankę przekleństw pod nosem. – musimy wrócić do Czeluści.
-Co w tym złego?- zmarszczyłam brwi.
-Musimy znowu umrzeć…     
________________________________________
O jo mam dla was niespodziankę, to czy fajna czy nie zależy jak na to spojrzeć, za niedługo będziemy kończyć z tym opowiadaniem (:( jeszcze kilka rozdziałów i epilog. 
Ale! Mam pomysł na nowe opowiadanie z Zaynem hmm? Co wy na to?? Dobra czekam na opinie buźka miśki ;** 

4 komentarze:

  1. Matko Boska idealny!
    Kocham tego bloga ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 szkoda ze już prawie koniec ale fajnie że masz już pomysł na nowe opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział. Zayn po pojawieniu się Julki zaraz ożywił się :D
    I trochę mi smutno, że planujesz niedługo zakończenie tego bloga.

    Pozdrawiam <33

    OdpowiedzUsuń