*Julka*
Czuję się jak wrak człowieka. Nie chcę widzieć Zayna, już
nigdy. Na domiar złego zapomniałam oddać pracę na czas. Jestem beznadziejna!
Siedziałam na murku i uczyłam się do testu, kiedy przede mną pojawił się mulat
z jakąś blondynką. Była bardzo ładna i pewna siebie. Uśmiechnęła się do mnie
szeroko i przyjaźnie.
-Hej Julka- zmarszczyłam brwi.
-Znamy się?- zapytałam dziewczynę, która przysiadła obok
mnie. – nie kojarzę cie.
-Jestem Dess, miałyśmy się poznać wczoraj, ale ten idiota
cie pomylił z tą pojebaną Charlie, która próbuje go bezskutecznie uwieść-
patrzyła na Malika z kpiną. Chwilę później pojawił się Curly, który mnie
przytulił.
-Jak tam? – wzruszyłam tylko ramionami od niechcenia.- a ty
co Malik dalej zamierzasz ją ranić?- Zayn ruszył na niego, a potem przyłożył mu
w twarz. Zaczęli się okładać, ale na całe szczęście Dess ich rozdzieliła.
-Lokaty idioto chodź- złapała go pod rękę.- oni muszą
pogadać- wskazała na mnie i mulata, który patrzył się tempo na mnie. Nie chcę z
nim gadać.- uwierz mi chcesz i to bardzo.- przyznała.
-Czy ty…
-Tak- powiedział Zayn.- każde z nas potrafi czytać w
myślach. –Destiny i Harry gdzieś odeszli, mimo sprzeciwów ze strony loczka.
Dess odciągnęła go siłą. Mulat przysiadł obok mnie na murku, a ja się trochę
odsunęłam. – Julka proszę.- mruknął. Usiadł na murku okrakiem i zgarnął
niesforny kosmyk za moje ucho.
-Daj mi…
-Panno Adams, kiedy odda pani pracę?- nagle przede mną
wyrósł profesor, który wykłada sztukę.
-Jeszcze jeden dzień proszę- próbowałam go udobruchać, ale
marnie mi to wychodziło.
-Masz czas do dzisiejszego popołudnia- odruchowo spojrzałam
na zegar, na jednej ze ścian budynku. Było za 5 dwunasta. To jakieś żarty!?
-Jutro o- Zayn w błyskawicznym tempie znalazł się przy
mężczyźnie i złapał go za kark. Spojrzał na mnie, a później na okrągłą tarczę
zegara.- w południe dostaniesz pracę Julki – warknął, a następnie go puścił.- rozumiemy
się?
-Tak, oczywiście- wykładowca odszedł.
-I po co to zrobiłeś? Przecież ja nie mam pomysłu co mam
namalować- jęknęłam z bezsilności. Wampir usiadł znów obok i chciał przytulić,
ale odsunęłam się. – proszę daj mi spokój.
-Nie mogę- powiedział przez zaciśnięte zęby.- nie mogę.
-Czemu?! Dlaczego, aż tak bardzo ci zależy!?- zaczynał mnie
irytować.
-Bo cie kocham! Zrozum to wreszcie! Kochałem, kocham i będę
kochał, niezależnie od tego co ta suka wymyśli, rozumiesz!?- odległość między
nami zmniejszyła się diametralnie. Malik przycisnął mnie do ściany i pochylił
się, patrząc prosto w moje oczy. – nie pamiętasz, bo miałaś durne życzenie,
żeby zostać człowiekiem- teraz mówił ciszej, ale jego głos dalej był
przesiąknięty złością.- to głupie, byłaś najpotężniejszą istotą we
wszechświecie i po prostu się tego wyrzekłaś.
-Coś ty jarał?- zmarszczyłam brwi. – proszę daj mi spokój-
jęknęłam błagalnie. Nie chcę kłopotów.
-Dobra zapomnij o tym- stwierdził zrezygnowany. – może
namalujesz Nowy Orlean? – przytaknęłam, a potem pobiegłam po walizkę z moimi
przyborami. Kiedy wróciłam obok chłopaka był zgromadzony cały wianuszek
dziewczyn. Nagle obok mnie pojawił się mulat, objął mnie w pasie przyciągając
bliżej swojego torsu. Chwilę później byliśmy już w Nowym Orleanie. Jak tutaj
pięknie! -Julka chcesz kawy?
-Nie. Chcę zrobić obraz, a potem odstawisz mnie do
akademika. Nigdy więcej się nie spotkamy.- powiedziałam bez żadnego uczucia,
rozstawiając sztalugę. Zaczęłam kreślić pierwsze kształty, które niekonkretnie
były czymś pięknym, ale jak to mówią: Najpierw
powstaje szkic, dopiero później arcydzieło. Nagle ktoś zasłonił mi oczy.-
możesz przestać!?- wrzasnęłam poirytowana. Ten to ma tupet! – mam cie dość
człowieku, zachowujesz się jak skończony…- zdarłam jego dłonie i się
odwróciłam… to nie był Zayn! Przede mną stało jakiś trzech gości, nawet
przystojnych. – dupkiem.- dokończyłam i byłam pewna, że jestem czerwona jak
burak. Świetnie! Po prostu świetnie! Nie dość, że zrobiłam z siebie idiotkę
przed całym kampusem, kłócąc się z Mattem; w tym cholernym Sawet zbłaźniłam
się… to jeszcze jakby wszystkiego było mało w Nowym Orleanie drę się na całe
gardło na obcych mężczyzn! Wszechświat się chyba na mnie uwziął.
-Kto jest skończonym dupkiem kochanie?- zapytał ten ubrany w
jeansy oraz dopasowaną koszulkę z długim rękawem.
-Klaus – jak na zawołanie pojawił się Zayn. Przybił z każdym
z nich sztamę, a potem ich wzrok powędrował na mnie. O co biega?
-Mhy… pachniesz… przepysznie- stwierdził ten w skórzanej
kurtce. Zmarszczyłam brwi.
-Dlaczego?- teraz odezwał się ten w marynarce, patrząc na
Malika z uniesionymi brwiami.
-Długa historia – machnął na to ręką.- ale mamy czas.-
usiedli na pobliskiej ławeczce i zaczęli rozmawiać. Jednym uchem słuchałam. –
…no i tym oto sposobem Julka jest człowiekiem, a Harry należy do Przemytnika.
-To niemożliwe, do tego potrzeba wielkiej mocy.
-Elijah mówię jak było, nie wymyśliłem tego.- mam dość!
-Jesteś po prostu zakłamanym chujem!- odwróciłam się do nich
przodem. –nie dość, że zmyślasz, to jeszcze robisz z nich idiotów! Pogrywasz
sobie zupełnie jak ze mną! Zależy mi na tobie- zaczęłam naśladować jego ton
głosu.- kocham cie, właśnie widziałam jak to udowodniłeś. Wiesz co boli
najbardziej? – pokiwał przecząco głową, a jego towarzysze patrzeli raz na mnie,
raz na niego.-to, że widziałeś we mnie tylko i wyłącznie jej twarz. – dodałam
ciszej.- dlatego zrób coś dla mnie i wróć do tej swojej dziewczyny. Po prostu
daj mi spokój.- wstał, a jego oczy pociemniały. Zniknął, a z moich oczu zaczęły
spływać łzy.
-Julka nie płacz proszę- Cole podszedł i schował mnie w
swoich ramionach. – dobrze wiesz, że nie cierpię, gdy płaczesz.
-Cole nie wiemy o czymś? –uśmiechnął się chytrze Klaus. Cole
wywrócił oczami, a potem przeniósł się… gdzieś.
*Zayn*
Zabije sukę. Te jej blond kudły będą się walały po całym
Sawet jak z nią skończę. Wkurwiony do granic możliwości przeniosłem się do
magicznego wymiaru, po czym pewnym krokiem ruszyłem w stronę szkolnego
dziedzińca. Moi przyjaciele siedzieli przy naszym drzewie, a Charlie i reszta
tych wywłok zajmowały schody. Twarze miały zwrócone ku słońcu i przymknięte
oczy.
-I co, pogodziliście się?- całkowicie zignorowałem pytanie
Louisa. Fajnie, że mnie wspierają i pomagają, ale teraz załatwię to raz na
zawsze. Nareszcie będę miał święty spokój z tą psychopatką, która nie wiadomo, co
sobie w tej tępiej główce ubzdurała. Zatrzymałem się przed trójką idiotek.
-Gościu zasłaniasz…- Martina otworzyła oczy i zamarła. Bała
się i słusznie, pogrywały sobie ze mną, rozwaliły mój związek, cały czas mnie
prowokują i sprawdzają jaki mam czas reakcji. Szczerze? Na początku to było
nawet fajne, małolata się we mnie zabujała… potem zaczęło być dziwnie, a
teraz!? Kurwa, mam ochotę rozpierdolić jej łeb o asfalt! – Zayn to nie tak-
zaczęła się tłumaczyć.- to Charlie chciała- głos jej się łamał.
-Co?!- pisnęła Charlie oburzona i spojrzała gniewnie w
stronę wampirzycy. – sama chciałaś się zabawić! Kto się ślinił do Harrego i
Louisa!?
-Ey laski, wyluzujcie- Moore próbowała złagodzić sytuację,
ale oberwało jej się za to.
-Sama się jarasz Niallem jak Kubuś Puchatek miodem!-
wrzasnęła Matty.
-Mam na to wyjebane, czyj to był pomysł! Bo każda teraz za
to zapłaci!- wydarłem się, a rozmowy całej szkoły ucichły. Teraz my byliśmy w
centrum uwagi, my zapewnialiśmy im rozrywkę. Nad budynkiem szkoły zaczął wiać
potężny wiatr, padał deszcz i uderzały o ziemię błyskawice. Ziemia się
rozstąpiła, a ja jeszcze nie zacząłem się mścić. Zacząłem rzucać w nie
pociskami telekinetycznymi i trafiać w nie piorunami. Chciałem, żeby cierpiały,
żeby miały piekło na ziemi.
-Stary wyluzuj – poczułem jak ktoś odciąga mnie w tył. – a
wy – Dess wyszła przede mnie i wskazała palcem na trio idiotek.- nie myślcie
sobie, że wam odpuścimy. Na razie trzymamy Zayna na smyczy, a ty suko – tu
wrzasnęła na Charlotte.- jeśli chcesz, poznać złego Malika to powiedz. A teraz
wypieprzać na lekcje!- wszyscy jak na komendę jakiegoś króla się rozeszli. Co
jak co, ale Destiny ma potężny głos. Moje ofiary również poderwały się ze
schodów i uciekły. Tchórze, małe, pierdolnięte, nic niewarte zdziry!
*Louis*
Wszystko się spierdoliło, a było tak fajnie. Każdy z nas był
szczęśliwy, ale ta cała Charlie i jej sługuski musiały się wpierdalać. Od
chwili, kiedy Zayn próbował je zabić, nie gadał z Julką, olał szkołę i przestał
jeść. To mój przyjaciel, jest dla mnie jak brat. Nie mówiąc nic nikomu,
przeniosłem się do Chicago. Muszę to z nią załatwić, Julka musi mi pomóc.
-Ey gościu- zaczepiłem jakiegoś blondasa- gdzie mieszka
Julka Adams?- jego twarz poczerwieniała, a szczęka zacisnęła się. Był
wkurwiony, na co nie ogarniając całkowicie sytuacji zmarszczyłem brwi.- więc?
-A ty co kolejny chłoptaś do wydymania?!- prychnął.
-Przeginasz stary- stwierdziłem. Ludzie zatrzymywali się i
patrzeli na nas jak na główne postaci, w przestawieniu zatytułowanym
„Prymitywne ludzkie sprzeczki”. Czemu prymitywne? Bo ten gość jest skończonym
dupkiem i zerem. – pytam ostatni raz, GDZIE JEST JULKA?!- warknąłem przez
zaciśnięte zęby. Nie lubię się powtarzać, a ten frajer mnie coraz bardziej
wkurwia. Kruchy człowieczek z naiwną nadzieją na to, że jest kimś ważnym, a
Julia jest od niego uzależniona. Phi co za szpaner z przerostem ambicji i
ślepym przekonaniem o swojej wyższości.
-Pierdol się!- splunął na moje nowe buty. Prychnąłem pod
nosem, a potem wziąłem zamach i mu zajebałem. Blondyn się przewrócił, a po
chwili zaczął zbierać z brukowej kostki resztki swojej godności.
-Grzeczniej śmieciu- odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem
ją. Szła cała przygnębiona i zamyślona. Ubrana w szorty, botki, luźną białą
bokserkę i kurtkę kroczyła patrząc w dal. Włosy miała lekko zakręcone, a w
oczach była pustka. – Julka!- brunetka popatrzyła na mnie i podeszła. –jestem
Louis, przyjaciel Zayna.- prychnęła.
-Nie dam mu się pobawić moimi uczuciami.
-Pomóż mi- uniosła brwi i czekała wyczekująco. Wywróciłem
oczami, a potem złapałem ją za łokieć i prowadziłem w stronę parku. – Zayn się
załamał.
-Nie kłam, przecież ja dla niego jestem niczym, śmieciem,
kruchym człowiekiem, któremu, gdyby tylko chciał mógłby urwać głowę.
-On by cie nigdy nie skrzywdził, bo cie kocha całym sercem i
wiem, że ty też go kochasz. – na wysepce ogrodzonej wodą ze stawu, rosła
ogromna wierzba. Rozejrzałem się dookoła i po stwierdzeniu, że nikt nas nie
widzi, szybko ją do siebie przyciągnąłem i przeniosłem pod drzewo. Siedzieliśmy
oparci plecami o pień. – przestał jeść, nie chodzi na zajęcia. Wiesz, że po
waszej ostatniej sprzeczce chciał zabić te trzy wywłoki? Miał wyjebane na to
czy go wyrzucą czy nie. Przekonaj go chociaż, żeby się pożywił- powiedziałem
zrezygnowany. Wiem, że Julek ma trudny charakter i trudno jej schować swoją
dumę do kieszeni.- nie bądź egoistką, chłopak skoczyłby za tobą w ogień.
-Eh daj mi trochę czasu na przemyślenie okay?- westchnęła
głęboko, a potem odstawiłem ją do akademika. Wróciłem do Sawet, gdzie dopadła mnie
Destiny, a potem zgwałciła.
*Julka*
Naprawdę mi ciężko. Louis- czy jak mu tam- za dużo ode mnie
wymaga. Jak mam mu pomóc, nie myśląc o tym co mi zrobił? Czuję się jak Daisy,
którą Donald zdradził z Myszką Minie. Tępo gapiłam się w ścianę i rozważałam
wszystkie za i przeciw.
-Jula, wszystko dobrze?- zmieniłam punkt widzenia, teraz
gapiłam się na Caroline, która patrzyła na mnie jak na idiotkę. – gapisz się na
tą ścianę dobre 15 minut. – blondynka usiadła obok mnie. –mała?- pokiwałam
tylko przecząco głową. – co się stało?- przyjaciółka przytuliła mnie mocno do
siebie.
-Zayn się stał. – westchnęłam powstrzymując łzy.
-Przystojny wykładowca tak?- zamruczała, na co dźgnęłam ją w
żebra. Przecież mówiłam jej, że on nie jest nauczycielem. – co z nim?
-Ma problem i według jego przyjaciela tylko ja mogę mu
pomóc…
-Ale…
-Ale skrzywdził mnie i złamał serce.- z trudem
powstrzymywałam łzy. Nigdy nie płakałam, nawet jak byłam mała i się
przewróciłam i rozbiłam kolano. Teraz wszystko wywraca się do góry nogami i to przez
chłopaka, a oni nigdy nie byli tak ważni jak przyjaciele.
-Zawsze chciałaś takiej miłości. – w sumie to prawda, ale…-
więc dzwoń do tego idioty!- wyrwała mi telefon i wykręciła numer. – hej, tu
Caroline, przyjaciółka Julki… właśnie Jula ma kłopoty mógłbyś przyjechać?… jest
w cholernym niebezpieczeństwie!- rozłączyła się, a potem cmoknęła mnie w
policzek.
-Zwariowałaś!?
-Podziękujesz później – złapała za kurtkę i wybiegła z
pokoju. Chwilę później pojawił się Zayn.
-Wszystko w porządku?- podbiegł do mnie i dokładnie mnie z
lustrował.
-Nie- pokiwałam przecząco głową.- boli mnie serce.
-Nie ciebie jedną.- mruknął. –chodź – przytulił mnie do
siebie, a potem gdzieś przeniósł. Staliśmy na jakiejś skale, a pod nami była
woda. – naprawdę nie chciałem- stwierdził patrząc mi prosto w oczy. Wzięłam
zamach i przyłożyłam mu z liścia.
-To za to, że mnie zraniłeś, a to za to, że przyszedłeś i
się martwisz- wspięłam się na palce i złapałam go za kark i pocałowałam, kiedy
chciałam się odsunąć, nie pozwolił na to. Zaczął mnie zachłannie całować, a ja
się temu poddawałam. Odepchnął mnie lekko. Jego twarz mówiła jedno: „jestem
głodny!”.- nie krępuj się- odchyliłam głowę w prawo.
-Nie chcę ci sprawiać bólu.
-Dla mnie to czysta przyjemność- zaśmiał się cicho po nosem,
a potem pochylił się i złożył pocałunek na obnażonym karku, po czym wbił w
niego ostre kły.
-Dziękuję- cmoknął mnie w usta, a potem przetarł je
kciukiem. – jesteś wyjątkowa wiesz?- uśmiechnęłam się lekko i spuściłam głowę. Później
usiedliśmy na zielonej trawie. Pochylałam się nad chłopakiem i co chwila
całowałam jego usta.
-O co chodziło z tym moim rzekomym życzeniem?- prychnął.
-To było tak: Dziewczyna Harrego, Gin została porwana do
Czeluści, a Mai cały czas nawijał o waszych rodzicach i Jai’ u. Postanowiłaś
pomóc Harremu i młodemu, dlatego poszliśmy do Przemytnika. Chciał twojej krwi,
ale się nie zgodziłem, jak ja chciałem oddać swoją to ty nie chciałaś, dlatego
dałaś mu wino Czarna Magia. Niestety loczek był uparty i był u Przemytnika
przed nami i teraz jest jego marionetką. – wzruszył ramionami, a ja dalej
uważnie go słuchałam. – musieliśmy zdobyć klucz i różę, żeby dostać się do
teatru. Po pewnym czasie się to udało. Po drodze spotkaliśmy Katherine, która
cie kiedyś zabiła, a ty jej pomogłaś. Potem, w teatrze Hazz odnalazł Ginny, a
ty uwolniłaś Jai’ a i rodziców, ale twój wujek cie złapał i przekabacił. Kazał
zdradzić twoje największe pragnienia. Powiedział: „A jeśli mogłabyś wieść zwykłe życie? Bez tego całego napięcia. Zwykła nastolatka, która imprezuje,
studiować na Accademia di Belle Arti di Macerata?”. Chiałaś zwykłego życia
i w pewnym sensie cie rozumiem, bo masz 19lat powinnaś szaleć i mieć wszystko w
dupie, a ty od dziecka toczysz ciągłą walkę. I Wiem, że nie powinienem na
ciebie tak naciskać, ale zrozum też mnie. Kocham cie najmocniej na świecie i
chcę cie mieć zawsze przy sobie. Jest mi źle kiedy się kłócimy, kiedy cie nie
ma boli mnie serce. Julka zrozum, chcę żeby było jak dawniej- zgarnął kosmyk za
moje ucho, na co się lekko uśmiechnęłam. – Liam cały czas szuka sposobu, żeby
twoja moc wróciła.
-Jestem taka jak wy?- nie wierzyłam w to co słyszę.
-Nie. – podsumował.- jesteś potężniejsza, od zawsze miałaś
wielką moc i wiedziałaś jak jej używać, tylko, że dopiero niedawno dowiedziałaś
się, że ludzie, do których od dziecka mówiłaś „mamo i tato” nie są twoimi
rodzicami, a sama jesteś Awatarem. – uniosłam brwi.
-Przecież moi rodzice mieszkają w San Diego.
-Twoi rodzice nie żyją, bo Katherine ich zabiła, a ci
rodzice rodzice są w Cytadeli- cooo? On mi tu chyba ściemnia. Wymyśla jakieś
bezsensowne nazwy.- to taki jakby wymiar, w którym żyją Awatarzy. –machnął na
to ręką.- wiesz o czym marzę?- pokiwałam przecząco głową. Niby skąd mam
wiedzieć, skoro to on potrafi czytać w myślach.- chcę żeby to wszystko wróciło,
twoja pamięć, my, nasza rodzina.
-Jeśli poprawi ci to humor, to też bym chciała- nagle jego
telefon rozdzwonił się jak oszalały. Niechętnie go wyjął i odebrał.
-Stary przeszkadzasz mi- warknął od niechcenia.-… że co kurwa?!-
przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz na ten ton.-… niemożliwe! Przecież miała
być czarownicą, a nie jakimś Gerani, czy chuj wie czym… nie, czekaj. Jak to, że
atakują Sawet?!… jaja sobie ze mnie robisz?!… dobra, dobra zaraz będę… jak
nie!? Pogrzało cie?!… w domu Julki?… dobra, w garderobie… dobra najpierw załatwimy jej moc, a potem wam
pomożemy. Nara i trzymaj się pajacu- rozłączył się, a ja lustrowałam go
badawczo.- mała musimy iść do Florencji- przytaknęłam, a on się pocieszająco
uśmiechnął. Schował mnie w swoich ramionach, a potem staliśmy w jakimś pokoju i
zmierzaliśmy do garderoby. Chłopak zaczął pukać w deski. Nie wiem czego szuka.
Po chwili wyrwał jeden z paneli i wyjął z wnętrza dziury jakąś szkatułkę.
Otworzył ją, a potem wyjął jakiś rulon. Zaczął go czytać, a potem wypowiedział
wiązankę przekleństw pod nosem. – musimy wrócić do Czeluści.
-Co w tym złego?- zmarszczyłam brwi.
-Musimy znowu umrzeć…
________________________________________
O jo mam dla was niespodziankę, to czy fajna czy nie zależy jak na to spojrzeć, za niedługo będziemy kończyć z tym opowiadaniem (:( jeszcze kilka rozdziałów i epilog.
Ale! Mam pomysł na nowe opowiadanie z Zaynem hmm? Co wy na to?? Dobra czekam na opinie buźka miśki ;**
________________________________________
O jo mam dla was niespodziankę, to czy fajna czy nie zależy jak na to spojrzeć, za niedługo będziemy kończyć z tym opowiadaniem (:( jeszcze kilka rozdziałów i epilog.
Ale! Mam pomysł na nowe opowiadanie z Zaynem hmm? Co wy na to?? Dobra czekam na opinie buźka miśki ;**
Omomom *.*
OdpowiedzUsuńMatko Boska idealny!
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga ! <3
<3 szkoda ze już prawie koniec ale fajnie że masz już pomysł na nowe opowiadanie
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Zayn po pojawieniu się Julki zaraz ożywił się :D
OdpowiedzUsuńI trochę mi smutno, że planujesz niedługo zakończenie tego bloga.
Pozdrawiam <33