*Dess*
To już miesiąc od kiedy zniknęli. Nie wiadomo, gdzie jest
Julka, Zayn i Harry. Brakuje mi jej i to bardzo. Najbardziej to wkurwia mnie ta
blond Barbie od Zayna. Jezu ta to ma dopiero tupet uważa się za nie wiadomo
jakie bóstwo, a jest tylko zwykłą szmatą. Liam od jakiegoś czasu zbywa Agatę,
ale to w związku z tą niespodzianką, którą dla niej szykuje. Na pewno jej się
spodoba, tak jak mi. Louis cały czas mu w tym pomaga. Już się nie mogę doczekać
jej miny. Już za dwa tygodnie są święta, a za 5 miesięcy kończymy szkołę. Ten
czas tak szybko leci. Siedziałam właśnie z Agą na naszym murku, a słońce
oświetlało nasze twarze.
-Dess?- odwróciłam głowę w jej kierunku- czemu Liam mnie
unika?
-Nie wiem, ale weź się nie dołuj
-Łatwo ci mówić- mruknęła- od kiedy dowiedział się o dziecku
jest strasznie drażliwy- o proszę nie męcz mnie tą ckliwą historyjki waszego
małego potworka.
-Chodź idziemy na zakupy- wstałam i wystawiłam dłoń w jej
kierunku.
-A szkoła?- skrzywiła się, na co wywróciłam oczami.
-Jesteś potężną laską, a martwisz się szkołą!? No weź chodź-
westchnęła, a później złapała za moją dłoń. Wstała, a ja teleportowałam nas do
Paryża. No co, jak szaleć to szaleć. Chodziłyśmy po domach mody, sklepach i
różnych kawiarenkach. Wróciłyśmy do Sawet późnym wieczorem.
*Julka*
To dziś. Dzisiaj w końcu znajdziemy różę i dostaniemy się do
teatru. Ubrana w czarną suknię do ziemi i lekkie sandałki szłam pod rękę z
Harrym i Zaynem. Kiedy przekroczyliśmy próg pałacu pokrytego bluszczem
wszystkie pary oczu skierowały się na nas. Muzyka grała cichutko, ale z czasem
zmieniła się. Spojrzałam na Zayna, który puścił mi tylko oczko. W tle
towarzyszyły nam dźwięki klik
Fifth Harmony - Me & My Girls. Czułam się jak jakaś gwiazda na premierze
filmu. Teraz to właśnie my jesteśmy tu najważniejsi. Dokładnie zlustrowałam to
pomieszczenie. Urządzone w stylu klasycyzmu. Na schodach –gdzieś w połowie- stał jakiś
mężczyzna, przyglądał się nam z grymasem na twarzy, a potem uniósł dłoń, w
której pojawił się kwiat. Szturchnęłam Malika, który podążył za moim wzrokiem. Pilnujcie się ja idę po kwiatek
powiedziałam telepatycznie i puściłam ich ramiona. Złapałam za brzegi sukienki
i ruszyłam w stronę chłopaka. Jednak kiedy się już do niego zbliżyłam wbiegł po
schodach na samą górę. Szłam powoli po stopniach, żeby się nie wywalić. Na
pierwszym piętrze było pełno drzwi. Powoli otwierałam każde z nich.
-Halo, jest tu kto?- mruknęłam pod nosem otwierając kolejne
drzwi. Weszłam do środka. To pomieszczenie było inne niż reszta. To był pokój
cały z kwiatów. Goździki, fiołki, słoneczniki, stokrotki, frezje, hiacynty i
inne egzotyczne rośliny. Wygląda to jak rajski ogród.
-Po co tu przyszliście?- usłyszałam nad sobą. Spojrzałam w
górę, a z sufitu zwisał do góry nogami ten sam chłopak. Z gracją zeskoczył i
stanął naprzeciwko mnie. – po co tu przyszliście!?- wrzasnął, a jego głos był
donośny lecz z lekką chrypką.
-Potrzebuję kwiatu
-Tu jest dużo kwiatów pozwolę ci zabrać tylko jeden- pokazał
na palcu.
-Więcej nie potrzebuję- uśmiechnął się chytrze. Złapał mnie
za dłoń i poprowadził w kierunku mi nieznanym. Po chwili stałam w pięknej
altanie. Leżała tam wysuszona róża oraz wiele pięknych kwiatów w tym jeden
naprawdę zjawiskowy. Cała drewniana konstrukcja była porośnięta różami, ale
czerwonymi. Która to ta dobra?- naprawdę muszę do teatru- jęknęłam patrząc na
niego z miną smutnego psiaka. – która z nich to ta dobra?- uśmiechnął się
chytrze, a potem wzruszył ramionami.
-Nie wiem, każdy z tych kwiatów ma inną właściwość- nagle
mnie olśniło. Przecież każdy z tych kwiatów wygląda tak samo. Czerwony to kolor
miłości, chodź aura miłość określa kolorem żółtym. Zaczęłam się rozglądać. Mój
wzrok zatrzymał się na jednym punkcie.
-Wezmę tą- wskazałam na czarną. Brunet uniósł się i zerwał
dla mnie kwiat, który później mi podał. Wszystko dookoła zniknęło, a ja stałam
w białym pokoju. Wszędzie był śnieg. Spojrzałam na mojego towarzysza, który
lekko zgiął się w pół wykonując tym samym ukłon.
-To właściwa róża. Wiele osób, a zwłaszcza młodych dziewczyn
próbowało zdobyć ten kwiat, ale zawsze ulegało pokusie. Wybierało egzotyczne
kwiaty, a po kilku dniach umierało. Ty jesteś inna, potężna i mądra. Jesteś
dziewczyną z proroctwa
-Myślałam, że w czeluściach…
-Nie znamy proroctwa? – zaśmiał się.- uważaj, bo oni wiedzą,
że tu jesteś. Największy wróg okaże się sprzymierzeńcem- zniknął. Czekaj co?
Największy wróg? Wyszłam z pokoju i zeszłam na parter, gdzie impreza trwała w
najlepsze. ZAYN?! Gdzie jesteście!?
Nic. Nie odpowiedział. HARREH!?CURLY! Kurwa
gdzie oni są?!
-Julka gdzieś ty była?!- krzyczał po mnie Malik.
-Ja!? A wy?- zapytałam ciszej.
-Szukaliśmy cie, niebyło cie z dobre 2godzniny. Zayn myślał,
że ten gość cie zgwałcił- mulat trącił go łokciem, na co się lekko
uśmiechnęłam. To słodkie, ale ja… potrzebuję jeszcze czasu na uporządkowanie
tego wszystkiego.
-Teraz to teatru- obok nas przemknęła postać z tacą.
Niestety kobieta potknęła się i rozlała drogi alkohol na jakiegoś wysoko
postawionego osobnika. Mężczyzna wkurzył się i używając mocy pchnął ją na
ścianę. Zasłonka na jej twarzy rozwiązała się i ukazała nam się postać…
Katherine!? Ona w czeluściach!?
-Wybacz panie- powiedziała przez zaciśnięte zęby i pokłoniła
mu się. Jednak obywatel tego miejsca nie słuchał jej. Używał przeciwko niej
mocy. Rośliny, które dodawały temu miejscu uroku zaczęły biczować jej twarz i
ciało. Ubranie, które miała na sobie wyglądało jak szmaty. Mimo, że nienawidzę
Katherine to nie mogę na to patrzeć. Skupiłam się i stworzyłam barierę
ochronną, którą ją otoczyłam. Kobieta wyglądająca jak ja spojrzała na mnie
szeroko otworzonymi oczami.
-Nie wtrącaj się – warknął w moim kierunku. Nie opuściłam
tarczy. – mówię do ciebie! Ty…- już miał mnie obrzucić serią obelg, kiedy Zayn
i Curly wykorzystali całą swoją moc przeciwko niemu. Zabili go. Moja bariera
opadła. Katherine podeszła do nas.
-Po co to zrobiłaś? Zabiłam cie, odebrałam chłopaka, a ty –
gestykulowała zdezorientowana- ratujesz mnie!? Nie rozumiem cie!
-Nie jestem taka jak ty. Pomożesz nam?- uniosła zdziwiona
brwi.
-Julka zwariowałaś!? Prosisz ją o pomoc?!- darł się po mnie
Zayn.
-Nie zwariowałam. To jak będzie Katherine?- wampirzyca
przytaknęła. A potem w czwórkę wróciliśmy do dworku Lady Marie. Zabraliśmy Mai’
a i poszliśmy za Katherine do teatru. Po drodze opowiedziała nam, że też tam
trafiła, ale jakiś dziad ją stamtąd wykupił. Zatrzymaliśmy się przed pokaźnym
budynkiem, ale wszystkie drzwi były pozamykane. Użyliśmy klucza, ale drogę
zagrodziła nam kobieta. Spojrzałam na Malika, który tylko pokręcił przecząco
głową. Katherine pchnęła go przed nas, a potem się chytrze uśmiechnęła. Nie wiedzieć
czemu też chciało mi się śmiać. Zaraz zobaczę jak mój chłopak były
chłopak wyrywa starszą babkę. Malik spuścił głowę, a potem uniósł. Odwrócił się
na pięcie i podał mi kwiat, a potem w mgnieniu oka skręcił kark strażniczce.
-Niezły patent- mruknął Curly. Zayn złapał za moją dłoń i pociągnął
do środka. Wszędzie było słychać muzykę z baletu Jeziora Łabędziego. Ruszyliśmy
w głąb budynku, by po chwili wejść do sali, w której odbywało się
przedstawienie. Wszystkie miejsca były zajęte, a na scenie było kilkanaście
młodych dziewcząt, wśród nich ukochana Harrego. Loczek zacisnął dłonie w pięści
i ruszył w stronę sceny. Był wkurzony. Szybko wbiegł po schodkach i złapał Gin
za rękę, a potem chcieli już wracać, ale drogę zagrodziło im pięć osiłków.
Nagle ich głowy zaczęły się palić. I to nie ja, ani Zayn! Harry ma coraz
większą moc. Dwóch mężczyzn stało i zaczęło bić mu teatralnie brawa.
-Bravo, Bravo ammirevole- jeden z nich był wysokim, tęgim brunetem z przebłyskami siwych
pasemek, a drugi był chudym dryblasem z całą siwą czupryną. – imponujące młody
czarodzieju- na usta pierwszego wkradł sie kpiący uśmieszek. - Chi sono i tuoi amici?- nawet sie nie
odwrócił. Kim oni są? – Katherine miło cię widzieć, tak samo jak moją bratanków.
-Jai unire il divertimento?- Rey i PJ
wprowadzili na scenę małego chłopca ze smutnym wzrokiem.
-Jai!- Mai biegiem ruszył do dziecka, które siedziało na piętach z rączkami
w kajdanach.
-Fratello
czy ty i twoja ukochana dołączycie?- teraz wprowadzono przystojnego mężczyznę
oraz piękną kobietę. Jej uroda przyćmiewała wszystko wokół. Brązowe włosy mimo,
że były poplątane i zniszczone nadal były idealne. Rozdarta suknia oraz bose
stopy no i ta karnacja. Była kanonem piękna. Natomiast on… on był równie
zjawiskowy jak jego towarzyszka. Czarne włosy opadały mu na czoło, a i ubrania
miał w strzępach.
-Arteon
nie mieszaj naszych dzieci do tego – powiedział resztką sił. Wspomniany człek
odwrócił sie na pięcie i podszedł jak gdyby nigdy nic do mnie. Złapał za moją
brodę i zaczął dokładnie lustrować moją twarz.
-Bellezza – stwierdził i przekręcił głowę. –nawet nie wiesz jak długo cie
szukałem, a ty jak gdyby nigdy nic po prostu do mnie przychodzisz- zaśmiał się
i mocniej ścisnął moją brodę. Warknęłam.
-Zostaw ją- warknął Malik, a potem użył mocy, aby go ode
mnie odsunąć. – spadamy Mai chodź- kiwnął głową w kierunku drzwi.
-Nie
-Mai nie wygłupiaj się tylko chodź. Przyszliśmy po Gin
-Julka obiecała- mulat spojrzał na mnie, na co wzruszyłam
ramieniem i w błyskawicznym tempie znalazłam się przy chłopach.
-Ja nie mogę- jak mniemam Jai wskazał na swoje nadgarstki.
Wywróciłam oczami, a potem rozerwałam kajdany. Wstał i podszedł do dwójki
zakochanych, którzy mimo fatalnego stanu nadal patrzeli na siebie z czułością.-
mamo- jęknął, a kobieta się uśmiechnęła.
-Jai słuchaj się Julki
-Ale…- wtrąciłam- ja obiecałam tylko pomóc Mai’ owi was
uwolnić- używając siły umysłu sprawiłam, że kajdany z ich rąk i nóg opadły. –
okay teraz możemy iść Mai?- zadowolony pokiwał pionowo głową, a potem
ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Niestety ten cały Arteon nas zatrzymał.
-Julianno jesteś piękną dziewczyną, ale nie zasługujesz na
taką moc
-Julka nie słuchaj go! – krzyczał Zayn.
-A jeśli mogłabyś wieść zwykłe życie? Bez tego całego –
zaczął gestykulować- napięcia. Zwykła nastolatka, która imprezuje, studiować na
Accademia di Belle Arti di Macerata?- skąd on zna moje marzenia. – normalnie
pogadać ze ZWYKŁĄ przyjaciółką o rozstaniu i złamanym sercu? – spuściłam głowę.
– wolisz zwykłe życie czy nieustającą walkę ze złem?
-Ja…
-Ty?- naciskał – wielka Julianna ‘Adams’- zrobił w powietrzu
cudzysłów- czego chcesz?
-Chcę być zwykła- spuściłam głowę. Mężczyzna podszedł do
mnie i przytulił, a później poczułam ból.
JA CIĘ KIEDYŚ ZABIJĘ !!! taka końcówka!!! kocham :****
OdpowiedzUsuńWow! Wspaniały rozdział. Jestem pod wrażeniem i nie wiem co mam napisać :p
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału. Weny życzę :*
O w morde jeża to się porobiło
OdpowiedzUsuńChyba nie wytrzymam z ciekawości. Juz nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Jestem strasznie ciekawa co się potem stanie? Jak zareagują Zayn ? I reszta? Kurcze tak dużo pytań a no odpowiedz muszę jeszcze poczekać.
Rozdział zajefajny. A ta końcówka boska.
*.*
OdpowiedzUsuńŻe co?! Uwierzyła jakiemuś dziadowi? Foch na Julke! Jak mogła się na to zgodzić?! Rozdział MEGA! Czekam na następny :* ;) Gabrysia
OdpowiedzUsuń